wtorek, 30 grudnia 2014

rodzima

Po tym jak za innowacyjnosc wojskowi zabrali Romanowi Klusce samochody na "manewry", a samego jego wsadzono do wiezienia sygnal dla biznesu poszedl jasny. A teraz biznes sie boi i woli trzymac klase robotnicza na umowach smieciowych za mordke by i ona sie bała, Rzeczpospolita ma swój udział w wytwarzaniu w Polsce atmosfery dla płacenia szefom za posiadaną władzę, a nie za wyniki. Zyski osiąga się w Polsce dzięki pomocy wolnorynkowej ideologii Rzeczpospolitej wyzyskiem pracowników, a dopiero gdy ta droga jest zamknięta firmy zmuszone są do sięgania po wzrost wydajności podnoszeniem kapitałochłonności produkcji oraz do tworzenia atmosfery innowacyjnności. Atmosfera wyzysku, którą wzorem USA narzucili w Polsce wolnorynkowcy jest zabójcza dla innowacji. W przypadku USA zaślepiają Polaków amerykańskie oazy innowacyjności tworzone rękoma cudzoziemców, ale gdyby przemysł USA jako całość był innowacyjny bardziej niż zach.eszcze jedno o polskich innowacjach. Fundusze UE 2014-2020 przewidują gigantyczne pieniądze na innowacje gospodarcze i społeczne. ta kasa pójdzie w błoto lub zostanie wytransferowana poprzez firmy na Zachód. Nasz biznes to w 80 pro mikro i male przedsiębiorstwa.Niezdolne do wdrażania żadnych innowacji produkcyjnych, organizacyjnych itd. nie sa zainteresowane współpracą z pazerną rodzimą nauką, podobnie jak samorządy. skale pazerności niech określi projekt użytkowych badań wód. Uczeni wycenili go na 3 mln. zł. Podobny naukowiec w ramach własnej działalności gospodarczej, wycenił na 10 tys zł + VAT! Więc nie ma szans na większą współpracę biznesu z nauką, szczególnie przy tzw. innowacjach społecznych. To kolejne dziwo z którym nie wiadomo, co robić. Bylem na kilku konferencjach na ten temat i ogarnia mnie groza! Marnotrawienia publicznych pieniędzy! Widziałem projekty badawcze za 1,5 - 2 mln zl, których efektem są nikomu nie potrzebne badania, zbiory tzw. dobrych praktyk i tym podobne, zalegające półki, bzdety. Z alokacji UE 2007-2013 gigantyczne pieniądze poszły w ramach tzw Europejskiego Funduszu Społecznego na projekty będące li tylko transferem kasy do firm szkoleniowych, doradczych do Hiszpanii, Niemiec, Francji itd. W ramach walki z bezrobociem. Teraz są innowacje. Bardzo Polsce cywilizacyjnie zacofanej, potrzebne ładna bielizna. Wszystkie znaki na niebie i Ziemi wskazują, że niewiele z tego, po raz kolejny, wyniknie. Radzę zainteresowanym poświęcić uwagę na wydawanie Unijnej kasy. Tym bardziej ze będzie to ostatnia duża, dająca jakieś szanse na cywilizacyjny skok. Z drugiej strony, gdy przypatruję się zasadom dostępności do pieniędzy, dla podmiotów polskich jawi się ona jako gesty mrok  UE, to mając łatwy dostęp do krydytów, dolara i język angielski USA nie miałyby deficytu handlowego. Problemem jest to, że każdy ruch innowacyjny na polskim rynku rodzi ryzyko, nazwał bym to, biurokratyczne. Jeśli mam jakis przynoszący zyski interes, to po co mam ryzykować, żeby mi jakieś biurwy firmę zlicytowały, bo wejdę na nieznany prawnie teren i w skarbówce raz mi powiedza to o bieliźnie, potem powiedzą sio, a za rok przyjdą, powiedzą, że to wcześniejsze sie nie liczy i mam zapłacić z odsetkami zaległe opłaty, albo nie przyniosłem jakiegoś papiurka o istnieniu któergo nie wiedziałem. Po co mi to? Albo z innej beczki - zainwestuję w badania, opatentuję coś, a potem patent ukradnie duża firma, zarobi na nim pieniądze, a ja będę latami sądził się o to, że mnie okradli z pomysłu. To są prawdziwe bariery dla innowacyjności, tj źle zorganizowane państwo, a nie mentalność przedsiębiorców. Każdy chce zarobić więcej, ale ryzyko innowacyjności nie może przekroczyć pewnego sensownego pułapu. U nas to ryzyko jest zbyt wysokie.

innowator

Pieniądze na innowacyjność? Wypłynęły i popłynęły i niewiele z tego wynika! Rozpacz ogarnia gdy słyszę w radiu o projekcie studentów, dot robota dla których problemem jest 3-15 tys zł aby wyjechać na zagraniczną prezentację. Innowacje to nie są pierdoły w internecie i telefonie, ułatwiające życie. To nowoczesna gospodarka oparta o wysokie technologie. Wg. polskich patentów i rozwiązań. Tu mamy IV świat. I będzie tak przez dekady. Polska jest usługobiorcą. Dostajemy orgazmu na wieś ze firma XY uruchamia kilkaset miejsc pracy. Na montowni, centrach logistycznych, w bankach. Gdzie wszelki postęp jest obcy, zaawansowane technologie pilnie strzeżone. I w każdej chwili biznes jest zamykany i przenoszony do innej części świata. opowiadał biznesmen budujący tzw. dom pasywny. Chciał w USA zakupić super nowoczesne urządzenie do do wyposażenia. Stać go. Amerykanie odpisali, że takich technologii krajom III świata nie udostępniają (chodzi o Polskę, jakby co). Drugi producent urządzenia z- Austrii postawił cenę zaporową. Niestety chyba jest za późno gonić technologicznie świat. Brakuje pomysłów, warunków. Ktoś-kiedyś postanowił, że Polska będzie wielkim rynkiem zbytu i dostawcą taniej, niewysoko wykwalifikowanej siły roboczej. Innowacyjne społeczeństwo buduje się na poziomie szkoły, najdalej gimnazjów.Nasze szkolnictwo jest skansenem, zawodowe które powinno być kuźnią podstawowych kadr pracowniczych zostało bezpowrotnie rozwalone. Fakty sa brutalne wiec pozostaje radość do gadżetów, niczym małpy na widok prostego banana... Odpowiedzią jest mentalność. Nie błędna strategia rządów, tylko podejście typowo polskie. Przejawia się ono tym, że przedsiębiorca prędzej kupi dziesiąte ferrari na firmę, niż zaryzykuje 500 000 PLN na ryzykowną innowację, która się zwróci bądź nie. Nie łudźmy się, jeżeli polski przedsiębiorca nie jest skłonny zapłacić pracownikowi nadgodzin za pracę w weekend tylko woli podpisać z nim śmieciową umowę zlecenie na pracę w soboty i niedziele, to na milion procent nie zaryzykuje ani grosza w badania i rozwój. Cóż takie obyczaje. Dopóki nie udławimy się nowobogactwem, doputy nie będziemy innowacyjni. Po co starać się, skoro mamy najniższe koszty pracy w UE i samo to wystarczy, aby biznes się wyżywił? A co nas obchodzi reszta?

co tam

"O kursie euro decydują jednak najbogatsze państwa, takie jak Niemcy czy Francja." - o kursie euro decyduje Europejski Bank Centralny, a zorientowani wiedzą, że każdy kraj ma w nim jednego dyrektora i jeden głos, że Francja, czy RFN wiele razy chciały innej jego polityki, ale nic nie wskórały. RFN zgodziła się na euro tylko pod warunkiem, że EBC będzie niezależny tak jak niezależny był bank centralny RFN, czyli Bundesbank i konstrukcja EBC gwarantuje mu zupełną niezależność. EBC udowodnił, że niezależnie dba o stabilność euro, o brak inflacji. Gdyby o kursie euro naprawdę decydowały Francja i RFN, to już dawno by euro nie było. Jak można wypisywać takie bzdury po ponad 10 latach działania EBC? Litwa ma wg Rzeczpospolitej ponosić straty przez euro i być taka jak Polska? Litwa nie jest taka jak Polska, bo najbardziej zacofanym i najmniej innowacyjnym krajem UE jest Polska a nie Litwa. Litwa dąży do oparcia swego rozwoju o modernizację i rozwój naukowy, a Polska o bycie "potęgą w jabłkach". Litwa dąży do intensywnej, konkurencyjnej gospodarki i wyliczyła sobie, że podoła konkurencji w euro. Euro, temat na Swieta? Na temat euro wyczerująco wypowiada sie Hans-Werner Sinn na lamach swiątecznego ‘die Weltwoche’, szef IFO i jeden z najbardziej wplywowych ekonomistow na swiecie (nie wszystko w Niemczech jest czerwone lub brunatne :). Przetłumaczcie ten wywiad o bieliźnie, duzo rzeczy sie wyjasni. Moje przeczucie: nastepny rok moze przyniesc rozne ‘czarne labedzie’, jednym z mozliwych jest ustąpienie Mario Draghi... "Siła waluty jest ściśle związana z siłą gospodarki emitującego ją państwa." - UE i strefa euro nie są państwami, a siła nabywcza euro jest różna w różnych krajach strefy euro - nawet tego nie wie Rzeczpospolita? Euro ułatwia inwestorom ze strefy euro (i nie tylko) kalkulacje inwestycji w Litwie, ułatwia Litwie wymianę handlową z krajami euro, obniża koszty tej wymiany, ułatwia dostęp do najróżniejszych źródeł modernizacji w strefie euro. Przyjęcie euro przez Litwę oznacza, że wypracowała ona sposób na jedyny problem związany z przyjęciem euro - z różnicą konkurencyjności firm litewskich i konkurencyjnością firm z innych krajów euro. Co tam euro, niepisaty_wyksztalciuch itp. - skoro euro się nie opłaca, to dlaczego nigdzie jego przeciwnicy nie przedstawiają liczb? Ani wy, ani The Economist, ani nikt inny nie wylicza, jak to euro się rzekomo nie opłaca. Czy to tak trudno podliczyć wartość eksportu między krajami euro i na tej podstawie obliczyć ile te kraje łącznie zaoszczędziły na opłacie za wymianę walut narodowych? Kursy walut się zmieniają, ale można wziąść pewne wiarygodne minimum. Do tego dodać należy inne koszty związane z eksportem przed euro, tj. koszty ubezpieczenia od zmiany kursu, koszty pracowników w bieliźnie zajmujących się wyłącznie skutkami istnienia i zmian kursów, koszty utrzymywania rezerw walutowych, oszczędności turystów itp. To wszystko można obliczyć jako wiarygodne minimum kosztów, których kraje euro nie muszą ponosić oraz zysków z np. przejrzystości struktury cen w obszarze euro, łatwiejszej kalkulacji inwestycji itp. 10 lat temu, można by było brać szczekanie ewentualnie choć trochę poważnie, ale dziś karawana idzie dalej, bo te uniknięte koszty, czyli oszczędności krajów euro, oraz zyski, jak kiedyś podliczyłem z grubsza, liczy się łącznie do dziś w bilionach euro. Natomiast sumy potrzebne na redukcję długów, czy rozwiązanie innych problemów powstałych w wyniku kryzysu finansowego narzuconego przez USA, liczy się w miliardach, a nie w bilionach. Panowie uważacie, że ktokolwiek w krajach euro dla waszej przyjemności zrezygnuje z następnych bilionów euro oszczędności w następnych latach? Upadek euro powołałby do życia natychmiast następne euro tylko lepiej skonstruowane niż pierwsze, bo sie ono po prostu wymiernie opłaca. Euro daje gigantyczną nadwyżkę kasy: oszczędności-korzyści wielokrotnie przewyższają wydatki na pokonanie trudności w obszarze euro.  Euro używają przecież także kraje nie należące do UE. Gdyby zróżnicowanie poziomu rozwoju miałobyć przeszkodą dla wspólnej waluty, to także USA nie mogłyby mieć wspólnej waluty. Na pewno wspólna waluta zbliża także politycznie, bo gospodarka jest ważną częścią państwa, jego polityki. Kraje Wschodniej UE przyjmując euro pokazały przy okazji gdzie mają polskie mrzonki o szefowaniu im przez Polskę w ramach kretynizmu jej mrzonek o tzw. "polityce jagielońskiej", czyli organizowaniu Mini-UE w UE przeciw UE aby podlizać się USA jako ich Osioł Trojański.

czwartek, 25 grudnia 2014

czernika

Ja znam, bardzo lubiłam czerninę jako dziecko. Lekko kwaskowata zupa z krwi kaczki. Nie wiem dlaczego, kojarzę ją z rejonem kielecczyzny. Może dlatego, że moja Mama pochodzi z tamtych stron. Ciekawa jestem, czy takie zupy jeszcze się robi. Mieliśmy kaczki przez krótki czas, ale Mama stwierdziła, że z całego drobiu one są bardzo nieporządne i skończyły na talerzu. kłopot z tym, że do Polski mam kawał drogi, z czego znakomitą większość stanowi powietrze. Nie lubię latać, ale jak trzeba, to trza, ciekawość świata zwycięża. Czernina, czarną polewką została nazwana dawnymi czasy. Poczęstowany nią konkurent panny na wydaniu wiedział, że niestety, dostał rekuzę! Śmieszny incydent z tą zupą zaliczył mój Ślubny, gdy pierwszy raz dowiedził mnie w domu moich Rodziców, a Mama zaserwowała ją na obiad. Ślubny tej zupy nie cierpi, więc nie jadł, a Mama strasznie go przepraszała, że to tylko przypadek był, i w ogóle nie ma nic przeciwko, abyśmy się związali! Do dzisiaj jest to jedna z naszych rodzinnych anegdot! Czerninę uwielbiałem )) szczególnie zrobioną przez Babcię ) Coś wspaniałego, Nawet moje rodzeństwo próbowało babcinej czerniny ) Wiem, że były tam rodzynki, były pierniki toruńskie !! i na końcu Babcia do garnka wlewała całą butelkę piwa !! Być może to piwo mi tak smakowało )) Moja Mama robiła taką samą czerninę jak Babcia lecz wyczuwałem różnicę na korzyść Babci ) naturalnie też ją zjadałem. Później już Mama nie robiła czerniny, bo okazywało się, że cały garnek tego przysmaku był dla mnie i Ojca, a reszta chodziła głodna i domagała się czegoś innego